Gdzie się podział rok 2015?
Rok 2015 na moim blogasku trzeba zapamiętać jako "rok przerwy" w wyprawach rowerowych. Powód to złamanie, którego nabawiłem się w styczniu 2015 i bynajmniej nie stało się to na rowerze. Przez cały ten rok marzyłem więc o wypadach w góry, ale w ramach rehabilitacji mogłem się jedynie ograniczyć do trenowania po parku i okolicach. A było to tak:
"Gdyby kózka nie skakała... podsumowanie"
- 23 stycznia - dzień, w którym grałem w crashball i "coś" poszło w prawym kolanie
- 2 tyg. - ortopeda z Luxmed nakazał śmigać w ortezie bez wyraźnej diagnozy (RTG nic nie wykazało)
- 2 tyg. - nakazał śmigać już bez ortezy... bo "nic Panu nie jest"
- 3 dni - kolano zamiast polepszać się... puchnie, proszę o inna diagnozę obrazowa... ortopeda: "gdybym uważał, że jest potrzebna, to bym polecił"
- 1 min. - decyzja o zmianie ortopedy na Artemed i rezonans magnetyczny na własną prośbę
- 1 diagnoza - ZŁAMANIE kłykcia bocznego kości piszczelowej!
- 1 miesiąc - spędziłem w ortezie
- 3 opakowania strzykawek z Clexane - wbiłem w celach przeciwzakrzepowych w brzuch
- 2 tygodnie - połaziłem jeszcze o kulach bez ortezy
W kwietniu 2015 ortopeda potwierdził, ze powinienem jeździć na rowerze w ramach rehabilitacji. To dam rade zrealizować... tylko mięśni nie mam i... w góry na kamory jeszcze jakiś czas nie mogę się zapuścić.